
W zaciszu pokoju na tle światła rzucanego z monitora laptopa, widać pochyloną głowę z majaczącym się na twarzy bladym uśmiechem. Postać wpatruje się ekran w niemym skupieniu. Słychać tylko stukot palców o klawiaturę laptopa i charakterystyczny dźwięk nadchodzącej odpowiedzi z fejbukowej otchłani wirtualnego jestestwa. Tylko sterty niedojedzonych resztek żywności i piętrząca się góra kubków symbolizują jakiekolwiek funkcje życiowe.
W kawiarnianym gwarze przy jednym ze stolików trwa milcząca konwersacja pomiędzy właścicielami portalowych kont. Świadomość bytu przy wspólnym stoliku przy aromatycznie pachnącej filiżance kawy potwierdza pojawiający się w sekundowych odstępach czasu jednakowy grymas na ich twarzach. Nie mają czasu prowadzić ożywionego dialogu, bo właśnie w tej chwili piszą na fejsie … jesteśmy w knajpie ze znajomymi. Ale czad.
Na tle egzotycznej panoramy miasta z zawziętością fotografuje się para nastolatków. Obok przy stoliku młody biznesmen pstryka zdjęcia swojego talerza z kolorową sałatką z homara. Roześmiane dziewczyny próbują w obiektywie telefonu zmieścić dziesiątki odmian swoich udziwnionych minami obliczy. Ten bezcenny materiał za chwilę kilka zagości w ramkach fejbukowej grafiki.
Strategicznym elementem globalnej obecności w społeczności FB jest rozbudowa grona znajomych, których później należy zadziwiać spektakularnymi posunięciami z dnia powszedniego. Równie ważne są obrazy prezentujące stany naszego mniej lub bardziej marnego żywota. Trzecim do tego doskonałego duetu czynnikiem jest rodzaj naszej aktywności, dzięki której możemy pretendować do czołówki opiniotwórczej elity.
A to wszystko po to by udowodnić całemu światu, że w ogóle gdzieś tam ISTNIEJEMY!
Podobne szaleństwo rozpętało się po biznesowej stronie egzystencji. Lawinowo na stronach firm pojawiły się niebieskie metki, a obok nich WIELKI KŁOPOT jak tym kontem na serwisie skutecznie zarządzać.
Ruszyła więc wielka akcja mobilizacji zastępów pracowniczych, do polubienia firmowej matki karmicielki. Bardziej oddani sprawie namawiali swoich znajomych na fejsie do polubienia strony ich żywiciela. Jedni natychmiast kliknęli ikonkę „lubię to” licząc i słusznie na adekwatną rekompensatę. Ci uczciwi pierwszy raz zastanowili się, czy zdobywanie tylko pozornie afiszujących swoją sympatie biznesową klientów jest uzasadnione etycznie.
Aby wywołać interakcję z klientami rozpoczęto organizację konkursów z nagrodami, które zasiliły szeregi klientów o tak zwanych łowców nagród. To specyficzna latorośl internetowa – młodzi niepracujący pogromcy nagród rzeczowych, którzy śledzą wszystkie pojawiające się komunikaty o nowych zagadkach konkursowych, w mig je rozwiązują i zgarniają do swojej puli kolejne trofea. Jedyny problem polega na tym, że najczęściej nie byli, jeszcze nie są a szansa na to, że będą naszymi klientami jest znikoma.
Wirtualna rzeczywistość fejsbukowa toczy się dwoma torami. Prywatny zarezerwowany dla lansujących osobisty sposób na życie i biznesowy imitujący dialog z klientem.
Mnie tam nie ma, dlatego mogę się mylić.
AliBi
Lojalny nie JOLAJNY →← Kwestia czasu
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone
Dodaj komentarz